Dzieciaki z Alwerni: Andrzej Grabowski

Dzieciaki z Alwerni: Andrzej Grabowski

 

Gmina Alwernia jest wyjątkowa, między innymi dzięki ludziom, którzy z niej pochodzą. Wielu osiągnęło sukces i są wzorem do naśladowania. Postanowiliśmy przybliżyć Państwu sylwetki takich osób, by udowodnić na ich przykładzie, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia się spełniają. Pochodząc z niewielkiego miasteczka, jakim jest Alwernia można zawojować świat.

- Myśląc o Alwerni widzę dzieci bawiące się gwarnie na tętniącym życiem rynku. Czuję smak chleba ze smalcem i ciepłej kawy zbożowej z mlekiem i cukrem serwowane w klasztorze u Bernardynów – opowiada Andrzej Grabowski, słynny aktor teatralny i filmowy pochodzący z Alwerni. 1 lutego spotkał się z młodzieżą ze Szkoły Podstawowej w Alwerni, by opowiedzieć o kulisach aktorskiego życia i powspominać dzieciństwo w Alwerni, w której się wychował wraz z dwoma starszymi braćmi: Mikołajem, reżyserem i aktorem oraz Wiktorem. Towarzyszył mu Ojciec Bartłomiej Mazurkiewicz, zakonnik z klasztoru oo. Bernardynów w Alwerni. Oboje chętnie odpowiadali także na pytania dzieci. Ich wizyta była związana z konkursem historycznym o Alwerni na podstawie książek autorstwa Moniki Bachowskiej.  Wydarzeniem towarzyszącym jest cykl spotkań pod hasłem „Dzieciaki z Alwerni” , którego inicjatorką jest Pani Magdalena Napiórkowska, nauczycielka.

 

- Jak byłem mały Alwernia liczyła około 500 dusz. Był jeden szewc, jeden lekarz, jeden aptekarz, krawiec czy dentysta. Każdy doskonale się znał. Wiedziałem dokładnie, jak wygląda wystrój każdego domu w okolicy. W tak hermetycznym świecie nie było mowy o żadnym zawadiackim zachowaniu. Wszyscy wiedzieli o sobie wszystko  - opowiada Andrzej Grabowski zapytany, czy był łobuzem za młodu. Jako nastolatek kontynuował naukę w chrzanowskim liceum Staszica. – Nie było łatwo dostać się do szkoły, szczególnie zimą. Trzeba było wstać o 5.15, by na nogach dotrzeć kawał drogi do pociągu w Regulicach, a stamtąd tłuc się pociągiem do Chrzanowa. Śniegu było po pas – wspomina aktor. Do domu wracał zwykle po godzinie 16. W zimie było już ciemno. Uważa jednak, że trud ukształtował jego osobowość. – Poza tym, gdy chciało się skończyć lepszą szkołę, poświęcenie było konieczne – dodaje. Jako 17 latek nie był w stanie zdecydować co chce robić w przyszłości. – Nie miałem pojęcia o świecie. Pojechałem w odwiedziny do brata Mikołaja, który studiował w Wyższej Szkole Teatralnej. Zobaczyłem te piękne dziewczęta, tych chłopaków. Pamiętam znakomitego aktora Jurka Trelę…Pomyślałem, że chcę być częścią tego świata, że także będę studiował aktorstwo – wyznaje Andrzej Grabowski. Wracając wspomnieniami do dzieciństwa w Alwerni zatrzymuje się często w Klasztorze. – Spędzaliśmy tutaj z bratem mnóstwo czasu, szczególnie w wakacje – opowiada. Od lat przyjaźni się z Ojcem Bartłomiejem. Choć poznali się w Alwerni, ich znajomość zacieśniła się, gdy zakonnik zamieszkał na kilka lat w klasztorze w Krakowie.

- Zapukał do naszych klasztornych drzwi z kolegą ze studiów. Poczęstowaliśmy ich obiadem. Wypili cały nasz kompot. Potem brakowało dla zakonników – śmieje się na wspomnienie Ojciec Bartłomiej. Jest wdzięczny przyjacielowi, bo doszło do pożaru klasztoru w Alwerni, jako pierwszy zatelefonował do niego oferując swój dom po rodzicach w Rynku. – Straciliśmy wtedy dom nad głową. Gdyby nie Andrzej nie mielibyśmy się gdzie podziać. Zawsze będę mu za to wdzięczny. To był wspaniały gest – zaznacza Ojciec Bartłomiej. Na pytanie z sali odnośnie skarbów, które kryje klasztor Bernardynów w Alwerni odpowiada tajemniczo. – Nic nie powiem, bo jeszcze przyjdzie inspektor i każe oddać – puszcza oko zakonnik. Przyznaje jednak, że legenda głosi, iż w podziemiach znajdowały się złote dukaty. – Rzeczywiście jest korytarz, który według zapisków prowadzi aż do rzeki Regulki. Niestety nawet strażakom po wielkim pożarze nie udało się przedostać na drugą stronę. Nigdy nikt nic nie znalazł – wyznaje Ojciec Bartłomiej dodając pospiesznie, że prawdziwym skarbem klasztoru są jego zabytki, w tym cudowny obraz Jezusa Ecce Homo gromadzi i wiele cennych dzieł sztuki. Pożar odsłonił m.in. obraz Matki Boskiej z XIII wieku. Podczas prac konserwatorskich odkryto pod tynkiem z XVIII wieku cudowne malowidła z wierszami pisanymi łaciną.

Andrzej Grabowski gdy tylko znajduje czas chętnie odwiedza Alwernię. – Dziś wygląda zupełnie inaczej niż gdy byłem dzieckiem. – Rynek był klepiskiem, bawiliśmy się w sąsiedztwie krów i koni, które się na nim pasły. Pamiętam jednak, że w Rynku były trzy sklepy, apteka. Dziś nie ma ani jednego. Jest teraz piękny park, ale już nie tętni życiem jak za moich czasów – zaznacza aktor.

Uczniowie byli ciekawi, jaka jest ulubiona rola Pana Andrzeja. – Trudno powiedzieć. Nawet nie umiem zdecydować, czy wolę grać w teatrze, w filmie czy serialu. Gdy stoję na deskach teatru, publiczność bije brawo i czuję, że poszło dobrze, wydaje mi się, ze to właśnie teatr jest moim „konikiem”. Gdy jednak odnajduję się w filmie, to wtedy czuję, że to jest to – odpowiada aktor. Przez lata nie lubił swojej roli Ferdka Kiepskiego i wielokrotnie chciał zerwać kontrakt z producentem. – Ode mnie zależał jednak los także innych aktorów, którzy straciliby wówczas pracę. Ostatecznie grałem w Kiepskich 22 lata i polubiłem tę postać – podsumowuje. Także swoją rolę w serialu Pitbul uważa za jedną z lepszych. A czy żałuje, że został aktorem? – Nie, bo nigdy nie pracowałem w innym zawodzie. Nie mam porównania i nie wiem na przykład jak to jest być kucharzem – tłumaczy Andrzej Grabowski. Na zakończenie spotkania odebrał z rąk Beaty Nadziei-Szpili, Burmistrz Gminy Alwerni książkę Moniki Bachowskiej o jego rodzinnym mieście.

 

Wróć do listy aktualności