Dzieciaki z Alwerni: Anna Seremak-Frątczak, dziennikarka i prezenterka TVN24
Gmina Alwernia jest wyjątkowa, między innymi dzięki ludziom, którzy z niej pochodzą. Wielu osiągnęło sukces i są wzorem do naśladowania. Postanowiliśmy przybliżyć Państwu sylwetki takich osób, by udowodnić na ich przykładzie, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia się spełniają. Pochodząc z niewielkiego miasteczka, jakim jest Alwernia można zawojować świat.
Jako czterolatka zamiast wyrecytować krótki wierszyk przed rodzicami w przedszkolu, rozpłakałam się. Występ przed publicznością okazał się traumą. Nigdy bym nie pomyślała, że w dorosłym życiu będę występować publicznie zawodowo – mówi Anna Seremak-Frątczak, dziennikarka i prezenterka TVN24, która gościła w Szkole Podstawowej w Alwerni. Spotkała się z młodzieżą, by opowiedzieć o kulisach dziennikarskiego fachu i powspominać dzieciństwo w Alwerni, w której się wychowała. Chętnie odpowiadała także na pytania dzieci. Jej wizyta była związana z konkursem historycznym o Alwerni na podstawie książek autorstwa Moniki Bachowskiej. Wydarzeniem towarzyszącym jest cykl spotkań pod hasłem „Dzieciaki z Alwerni”.
- Ostatni raz w podstawówce w Alwerni byłam jako piętnastolatka - wtedy gdy ją kończyłam - mówi Anna Seremak-Frątczak. Mieszka z rodziną w Warszawie, jednak Alwernię ma głęboko w sercu. – Omawiając materiał na wizję, gdy jest nieciekawy mówię, że w mojej Alwerni nikogo to nie zainteresuje. To mój wyznacznik – zaznacza dziennikarka. W swoim fachu ceni szczerość i prostotę. – Nauczono mnie, by materiał przekazać w taki sposób, by zrozumiał go nie tylko doskonale wykształcony fachowiec, ale po prostu każdy - podkreśla Pani Anna. Alwernia, którą zapamiętała z dzieciństwa nie wygląda dziś już tak samo.
– Bardzo się zmieniła. Gdy ja chodziłam do szkoły nie było przed nią hali. Było boisko. Tylko z nazwy trawiaste, bo był na nim głównie piasek. Tutaj, gdzie dziś jest biblioteka szkolna, miałam lekcje niemieckiego – wspomina Pani Anna. Była bardzo dobrą uczennicą. Skończyła szkołę podstawową ze średnią 5,4. Taką samą średnią miała kończąc chrzanowskie liceum „Staszica”.
- Cieszę się, że Ania tak daleko zaszła w życiu zawodowym. Z dumą oglądam jej programy w telewizji – podkreśla Paweł Kozikowski, dyrektor szkoły w Alwerni, który uczył ją geografii. Już w podstawówce miała skrystalizowane plany na przyszłość. Chciała być dziennikarką radiową lub ewentualnie psychologiem. W liceum postawiła wszystko na jedną kartę. Skończyła studia dziennikarskie i socjologiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim i zaczęła praktyki w radio. Przez kilka lat pracowała w rozgłośniach całkowicie za darmo.
– Traktowałam to jako najlepszą naukę fachu. Od trzeciego roku studiów dziennikarskich zaczęłam studiować też socjologię. Obiecałam sobie, że jeśli nie uda mi się znaleźć pracy w zawodzie do końca roku, w którym skończyłam dziennikarstwo, całą swoją uwagę przerzucam na socjologię - wyznaje dziennikarka. Wtedy właśnie zwolnił się etat w radio, na który chrapkę miał także jej znajomy z telewizji. Zaczął ją namawiać, by spróbowała występów przed kamerą, jako reporter.
– Myślałam, że próbuje mnie wygryźć w walce o pracę. Ale co mi szkodziło? Spróbowałam – opowiada. Szybko okazało się, że kamera ją lubi. - Pamiętam mój pierwszy dyżur. Był 2 listopada i miałam relację na żywo z zakorkowanej Zakopianki. Ze stresu drgało mi lewe kolano – uśmiecha się na wspomnienie Pani Anna. Jako reporterka pracowała w TVN24 kilka lat. Potem została prezenterką.
– To zupełnie inna praca. Skąd wiem co mam mówić? Mam prompter, który wyświetla wcześniej napisany tekst, ale i tak wolę mówić z głowy. To też wymaga ode mnie ciągłej nauki, czyli pozwala mi cały czas się rozwijać - podkreśla dziennikarka. Na antenie pracuje kilka godzin dziennie, ale to nie oznacza, że jej praca kończy się zaraz po wyjściu ze studia. - Tak naprawdę nie umiałabym określić kiedy pracuję, a kiedy nie. Ciągle śledzę informacje, coś sprawdzam. Mam to szczęście, że mój mąż też jest dziennikarzem (on-śledczym), więc nawet przy śniadaniu czy obiedzie możemy przeanalizować zawiłości polityki czy prawa - uśmiecha się pani Anna. Kocha swoją pracę i czuje się w niej spełniona. Uważa, że w życiu trzeba iść za głosem serca.
– To zdecydowanie ważniejsze niż najwyższe oceny w szkole. Ja je miałam, ale nie uważam, żeby to było gwarantem sukcesu. O wiele istotniejsze jest, by mieć pasję, którą będzie się szlifować. A potem konsekwentnie dążyć do tego, by robić w życiu to o czym marzymy - podkreśla dziennikarka. Ja mogłam, więc i wy możecie - skończyła zwracając się do uczniów swojej dawnej szkoły.