Ojciec Bartłomiej oprowadza po klasztorze Bernardynów i zdradza kilka tajemnic
Klasztor Bernardynów w Alwerni to nie tylko jeden z największych zabytków w Gminie, ale przede wszystkim miejsce magiczne, które przyciąga pielgrzymów głodnych zobaczyć święty obraz Pana Jezusa Ecce Homo, czczonego tu jako ikona Miłosierdzia Bożego. Pochodzi z piętnastego wieku. Zdobił ściany m.in. w kaplicy cesarskiej Konstantego XII w 1448 roku. Po upadku Konstantynopola obraz trafił do sułtana Mahometa II, który umieścił go w skarbcu w Konstantynopolu by potem zbiegiem wielu okoliczności trafić do Alwerni.
Wielki pożar, który przed 11 laty strawił część klasztoru jeszcze mocniej zjednoczył lokalną społeczność. Zakonnicy zgodnie twierdzą, że bez wspaniałych, szlachetnych mieszkańców to miejsce nie odzyskałoby dawnego blasku. I nie chodzi tylko o ogrom pomocy finansowej, ale przede wszystkim wielkie serca i pomoc, które Alwernianie oddali w odbudowę świątyni i pomoc zakonnikom.
Postacią , która współtworzy zakonny świat Bernardynów od 20 lat jest ojciec Bartłomiej. Każdy kto miał okazję go poznać lub chociaż zamienić słowo, wie że to postać: życzliwa, ciepła, ale też nad wyraz dowcipna.
- Jako młody student i pracownik biura projektowego myślałem, że będę miał rodzinę, żonę…nawet miałem dziewczynę – wspomina ojciec Bartłomiej. Jego świeckie imię to Jakub, ale lubi, gdy bliscy mówią do niego Kuba. - Coś mi jednak nie grało, coś mówiło, że to nie moja droga – snuje opowieść zakonnik. Po latach bliscy opowiadali mu, że jako maluch odprawiał msze święte w domu i bawił się, że jest księdzem. Jednak dopiero, gdy skończył 26 rok życia udał się do zakonu. Był już o osiem lat starszy od pozostałych, ale też bogatszy o życiowe doświadczenia.
– Nie marzyłem o tym, by zostać księdzem, a zakonnikiem. To wszystko było owiane taką tajemnicą, niedostępnością. Poza tym podobała mi się idea życia w ubóstwie, bez zbędnych dobrodziejstw świata – podkreśla ojciec Bartłomiej. Zaczynał w nowicjacie w Leżajsku a potem pochłonęła go filozofia w Krakowie i teologia w Kalwarii, gdzie też w 1985 roku został wyświęcony na kapłana. Potem studiował na KUL-u. Skończył tam specjalistyczne studia i obronił tytuł doktora. Szybko został wykładowcą homiletyki, czyli sztuki kaznodziejstwa w Seminarium w Kalwarii. Po kilku latach trafił do Krakowa, gdzie został wybrany gwardianem. – Po sześcioletniej kadencji gwardian przechodzi w szeregi zwykłych posłuszników na trzy lata.
W tym czasie zostałem przeniesiony do Alwerni. Niedługo potem tutaj zostałem gwardianem – wspomina zakonnik. Jego poprzednikowi o. Franciszkowi udało się odnowić klasztor wewnątrz. Wybudował kotłownie, zrobił polichromię w kościele. Jemu przypadło między innymi dokończenie wyposażenia kościoła. – Gdy już klasztor Bernardynów wyglądał wspaniale i świętowaliśmy jego generalny remont, wielki pożar strawił część świątyni przypominając nam, że nie należy się pławić w szczęściu zbyt mocno, bo jest ono kruche i ulotne – zaznacza ojciec Bartłomiej. Pamięta każdy moment pożaru. – To było najbardziej traumatyczne wydarzenie w życiu. Tak bardzo, że gdy moje miejsce zajął już nowy gwardian, ojciec Bolesław, chciałem stąd odejść jak najdalej – wspomina. Poza koszmarem pożar ukazał także dobre strony.
- Ludzie okazali wielkie serca nie tylko dla świątyni, ale też dla nas, zakonników – wyznaje Ojciec Bartłomiej. Nigdy nie zapomni, jak odebrał telefon od Andrzeja Grabowskiego, słynnego aktora, który wychował się w Alwerni. – Znaliśmy się już dobrze jeszcze z czasów, gdy służyłem w klasztorze w Krakowie, jednak bardzo wzruszyło mnie, gdy oddał nam klucze do swego domu w Rynku w Alwerni. Pomagali też pozostali Parafianie, którzy chcą być anonimowi. W ich domach też część z nas mieszkała do czasu odbudowy świątyni – opowiada wzruszony. Nowy gwardian, ojciec Bolesław Opaliński przekonał go, by ze względu na swą wiedzę i długi staż w klasztorze pomógł mu odbudować świątynię, znaleźć na to środki finansowe. Zgodził się i został w Alwerni do dzisiaj. Nie planuje już przeprowadzki. Dobrze mu tutaj. - Mam tutaj swój ukochany ogród. Miejsce, w którym uwielbiam pracować fizycznie – wyznaje duchowny. Lubi też czytać w cieniu drzew. Najbardziej pochłaniają go dzieła znanych filozofów, jednak czasem pozwala sobie także na lżejsze lektury jak na przykład te znane z młodości powieści przygodowe Coopera. Karola Maya czy naszego Szklarskiego o przygodach Tomka…
– Najważniejsi jednak są ludzie. Przez te lata bardzo zżyłem się z mieszkańcami – wyznaje. Klasztor Bernardynów poza cudownym obrazem Jezusa Ecce Homo gromadzi wiele cennych dzieł sztuki. Pożar odsłonił m.in. obraz Matki Boskiej z XIII wieku. Podczas prac konserwatorskich odkryto pod tynkiem z XVIII wieku cudowne malowidła z wierszami pisanymi łaciną. Z klasztornej wieży można podziwiać piękno Tatr. Świątynię na alwernijskim wzgórzu widać nawet 30 kilometrów od Alwerni w kierunku Kalwarii, a także z mostu na Wiśle koło Zatora. Klasztor jest otwarty dla każdego. Warto tutaj przyjechać nie tylko zobaczyć wspaniałe wyposażenie kościoła ale przede wszystkim cudowny wizerunek Pana Jezusa Miłosiernego, który czasem zezwala odkryć odrobinę tajemnicy tego wyjątkowego miejsca. Bernardyni chętnie dzielą się wiedzą.