Siuda Baba, kurki dyngusowe, żur i śledź - o dawnych zwyczajach Wielkanocnych opowiada historyk, Monika Bachowska

Siuda Baba, kurki dyngusowe, żur i śledź - o dawnych zwyczajach Wielkanocnych opowiada historyk, Monika Bachowska

O zwyczajach wielkanocnych opowiada historyk, Monika Bachowska z Alwerni.

Święta Wielkiej Nocy są najstarszymi i najważniejszymi świętami chrześcijańskimi. Obchodzone co roku po pierwszej wiosennej pełni księżyca, a więc między 22 marca a 25 kwietnia, przypominają największe prawdy wiary: ustanowienie sakramentu Eucharystii oraz Mękę i Zmartwychwstanie Pana Jezusa. Na przestrzeni wieków to co było chrześcijańskie wymieszało się z tym co było pogańskie dając nam dziś jedyne w swym rodzaju zwyczaje świąteczne.

Niedziela Palmowa, zwana także Niedzielą Kwietną lub Wierzbną. Wspominamy wówczas uroczysty wjazd Jezusa do Jerozolimy i udajemy się do kościoła z palmami. Dawniej na naszym terenie często zwane były one po prostu „mietełkami”. Co powinno znaleźć się w palmie? Przede wszystkim gałązki wierzby obsypane baziami – symbolizujące  nieśmiertelność duszy, jałowiec lub koronowe drzewo – symbolizujące koronę cierniową, bukszpan, trzcina i kłosy zbóż. Dodatkowo można  udekorować palmę kwiatkami, czy wstążkami z bibuły. Warto pamiętać, że ich kolor też ma symboliczne znaczenie: czerwony to kolor witalność i sił rozrodczych, niebieski nieba, żółty słońca i ognia, a biały czystości i dobra. Dawniej po powrocie z kościoła poświęconą palmą delikatnie bito wszystkich domowników i zwierzęta, miało to zapewnić powodzenie na cały rok. Wkładano też palmę pod próg domu, by chroniła domowników przed chorobami. Często też umieszczano ją pod strzechą, by chroniła przed piorunami. Natomiast wykonany z palmy krzyżyk wbijano w pierwszą przeoraną danej wiosny skibę, by uchronić pola przed gradobiciem i zapewnić sobie urodzaj. W tym samym celu zrywano z palmy bazie i mieszano je z ziarnem przed zasiewem. Poświęcone bazie profilaktycznie także łykano, by ustrzec się bólu, kaszlu i gorączki.

Żur i śledź stanowiły dawniej główny posiłek w trakcie Wielkiego Postu. Przestrzegany był on o wiele bardziej rygorystycznie. Nie jedzono nie tylko mięsa, ale także nabiału i słodyczy. Nic więc dziwnego, że pod koniec postu miano już serdecznie dość takiego jedzenia. Wówczas to odbywał się tzw. pogrzeb żuru, czyli demonstracyjne wylanie go i zakopanie garnka. Kara za częste goszczenie na talerzu spotykała też śledzia. Mszczono się na nim wieszając go na drzewie, a właściwie to przybijając do drzewa wyciętą z drewna lub tektury figurę śledzia. Po tym symbolicznym pożegnaniu się z postem zaczynano przygotowywanie świątecznych smakołyków, zakończyć je należało w Wielki Piątek. By zapewnić urodzaj w sadzie kobiety wypiekające świąteczny chleb rękami oblepionymi ciastem obejmowały drzewa.

Święcenie pokarmów dziś sprowadza się do symbolicznego koszyczka, w którym muszą znaleźć się : Baranek – symbol Zmartwychwstałego Jezusa, chleb – symbol Ciała Jezusa, chrzan – symbol siły, wędliny – symbol końca postnego jedzenia, masło – symbol dobrobytu, sól – mająca chronić przed zepsuciem i oczywiście jajka – symbol nowego życia. Dawniej tylko kobiety zdobiły jajka, mężczyznom nie wolno było nawet wejść do pokoju, w którym to się odbywało. Początkowo malowano je wyłącznie na czerwono, bowiem według jednej z legend Maria Magdalena tuż po Zmartwychwstaniu Jezusa miała zauważyć, że zakupione przez nią jajka stały się właśnie czerwone. Po przyjściu ze święconką z kościoła najpierw trzykrotnie obchodzono z koszykiem dom, by zapewnić urodzaj i powodzenie. Jedno jajko zakopywano pod progiem, by odpędzało siły nieczyste. By zaś zapewnić sobie urodę należało umyć twarz w wodzie, w której gotowały się jajka. Najstarsze polskie pisanki znaleziono na opolskiej wyspie Ostrówce, pochodzą one z X wieku i najprawdopodobniej związane były z kultem pogańskim. Ale jajko podobnie jak dziś symbolizowało wówczas nowe życie, wkładano je np. do kołyski noworodka. Zwyczaj łamania się jajkiem przy świątecznym śniadaniu Kościół wprowadził dopiero w XII wieku.  Za panowania króla Władysława IV Wazy wojewoda Sapieha przygotował taką święconką: „ Stało cztery przeogromnych dzików, to jest tyle, ile części roku, każdy dzik miał w sobie wieprzowinę, czyli szynki, kiełbasy, prosiątka. Kuchmistrz najcudowniejszą pokazał sztukę w upieczeniu całkowitym tych odyńców. Stało nareszcie dwanaście jeleni, także całkowicie upieczonych, ze złocistymi rogami, ale do admirowania , nadziane były rozmaitą zwierzyną czyli zającami, cietrzewiami, dropiami, pardwami. Te jelenie wyrażały dwanaście miesięcy.   Naokoło były ciasta sążniste, tyle ile tygodni w roku, to jest pięćdziesiąt dwa, całe cudne placki, mazury, żmudzkie pierogi, a wszystko wysadzane bakalią. Za tym było 365 babek, to jest tyle ile dni w roku. Każde adornowane było inskrypcjami, floresami, że niejeden tylko czytał , a nie jadł. Co zaś do trunków, były cztery puchary, przykład czterech pór roku, napełnione winem jeszcze od króla Stefana. Na koniec dwanaście konewek srebrnych z winem po królu Zygmuncie, te konewki to przykład dwunastu miesięcy. Nareszcie 52 baryłki, także srebrne, na cześć 52 tygodni, było w nich wino cypryjskie, hiszpańskie i włoskie. Dalej 365 gąsiorków z winem węgierskim, czyli tyle gąsiorków, ile dni w roku. A dla czeladzi dworskiej 8700 kwart miodu, to jest ile godzin w roku”. Dobrze, że za jego czasów to ksiądz przychodził do domów, by poświęcić  przygotowane pokarmy…

Lany Poniedziałek i oblewanie się wodą to także zwyczaj pogański, do którego Kościół początkowo podchodził z wielką niechęcią uznając takie dręczenie innych za grzech. Według innej wersji oblewanie się wodą w świąteczny poniedziałek ma przypominać o dawnych  wiernych czczących zmartwychwstanie Jezusa w Jerozolimie, których w ten właśnie sposób próbowano rozpędzić. Dziś na Lany Poniedziałek mówi się po prostu Śmigus – Dyngus , ale dawniej śmigus  było to smaganie wierzbowymi witkami po łydkach i oblewanie wodą, a dyngus było to wykupienie się od oblewania, czyli podarowanie pisanki lub innego świątecznego dania. Chłopcy przygotowywali nawet tzw. kurka dyngusowego czyli koguta z gliny lub drewna, oblepionego piórami, z którym chodzili po wsi i zbierali datki.          

Z terenem Małopolski związanych jest kilka specyficznych  zwyczajów wielkanocnych. W Niedzielę Palmową napotkać można pucheroka, czyli chłopaka ubranego w kożuch, wysoką czapkę z kolorowej bibuły i twarzą ubrudzoną sadzą. Zwyczaj ten nawiązuje do XVI wiecznych recytacji żartobliwych wierszy przez krakowskich żaków (puer – po łacinie chłopak). Inną niespotykaną na co dzień „osobą” jest Siuda Baba. Według słowiańskich wierzeń pod Kopcową Górą miała mieszkać kapłanka strzegąca ognia, tylko raz do roku, kiedy nadchodziła wiosna, mogła ona wyjść by poszukać swej następczyni. Z racji siedzenia przy ogniu kapłanka jest czarna, zakopcona od dymu. W tradycji wielkanocnej przebiera się za nią mężczyzna (oczywiście odpowiednio wybrudzony) i w towarzystwie Cygana i krakowiaków zbiera datki. Ubrudzenie sadzą przez Siuda Babę młodej dziewczyny zwiastować jej  miało bogactwo i rychłe zamążpójście. W Wielkanocny Poniedziałek przy krakowskim kościele Najświętszego Salwatora odbywa się odpust – Emaus. Jego początki sięgają XII wieku. Nazwa nawiązuje do ewangelicznego miejsca spotkania uczniów Jezusa z Zmartwychwstałym. Dzień później, czyli we wtorek po Wielkanocy, na Kopcu Kraka obchodzona jest tzw. Rękawka. Zwyczaj ten nawiązuje do słowiańskich wiosennych Dziadów, a nazwa pochodzi od rękawów, w których to znoszono ziemię na mogiłę legendarnego władcy. Dawniej ze szczytu kopca spuszczano jajka i inne produkty żywnościowe, tak by nadmiar poświątecznego jedzenia trafił w ręce potrzebujących.

Wróć do listy aktualności